Zawsze jest jakieś lustro. Brudne, pęknięte albo pokryte bliżej nieokreślonymi zaschniętymi substancjami. I zawsze jest jakiś człowiek. Ułożony stertą brudnych ubrań w zapomnianym kącie, kupką papierosowych niedopałków czy zapachem gówna. Ale bywa też obecny fizycznie, uśmiechnięty i wzruszający ramionami nad swoim losem. Bo to jedyne wzruszenie jakie mu zostało.
Pustostany umysłowe do higienizacji. Żółte niczym zęby ludzi, których spotykam i z którymi rozmawiam. Pustostany higieniczne i niebolące. Wtedy nie trzeba nic.
Dwie Zorki nieumiejętnie rozkręcone parę lat temu w celach eksperymentalnych ciągle czekają. Sam nie końca jestem pewny na co, ale stan oczekiwania wydłuży się jeszcze na parę lat zapewne… jakby dojrzeje, doprecyzuje się w tym łbie przepastnym przepoconym od nadmiaru eksperymentów bardziej i mniej życiowych, ale nade fotograficznych. Zdecydowanie jestem dzieckiem Cyfry… Które koślawo tuptając poczęło […]
To urbex, w którym znajdujesz dwie nikomu niepotrzebne lampy, czterdzieści złotych przyczepione do ściany jednego z pokojów i dużo smacznych kadrów.
O ile przyjemniej byłoby pojawić się w tym miejscu tuż przed wschodem słońca, jakimś dniem jesiennym który mgłę powciskałby w każdą wolną przestrzeń między drzewami i nadał jeszcze bardziej niepowtarzalnego klimatu temu miejscu. Do tego można by jeszcze być trochę niewyspanym, zaropiałym okiem ogarniając ustawienia przysłon i czasów w aparacie popijać za gorącą kawę […]
Ferropolis – dawna kopalnia odkrywkowa, dziś jedno z tzw. muzeów na otwartym powietrzu. Niezwykłe industrialne pamiątki swoich czasów znaczą historię kontynentu w ramach Europejskiego Szlaku Dziedzictwa Przemysłowego. (Czytaj więcej!) Oprowadza osobista i jedyna w swoim rodzaju rodzicielka. Grudzień 2016, Boże Narodzenie, Gräfenhainichen, Niemcy.
Gdynia-Berlin-Wittenberg-Gräfenhainichen-Ferropolis-Wittenberg-Berlin-Gdynia. Mam dużo pomiętych biletów poupychanych gdzieś po kieszeniach i posiadłem umiejętność kupowania wspomnianych w języku niemieckim właśnie. Zapisy chaotyczne i nic ponad to. Od wczoraj Olsztyn mi chodzi po głowie, fotograficznie…
Nie lubię zaległości. Takich fotograficznych nie lubię najbardziej – piętrzą się foldery, patrzą na Ciebie tym swoim chełpliwym, folderowym okiem, a zdjęcia ze środka szepczą „musisz nas obrobić chuju…” Czy coś ;) Zatem w końcu usiadłem do swoich zaległości, w końcu znalazł się i czas i chęci – zdjęcia odleżały swoje, najwyraźniej musiały dojrzeć, można […]