Przy okazji swojego sierpniowego urlopu postanowiłem zapakować kilka członków rodziny do samochodu i udać się w stronę województwa warmińsko-mazurskiego na rodzinne spożywanie trunków wysokoprocentowych i delektowanie się mazurską ciszą trwającą pomiędzy drzewami, polami i jeziorami.
I tak wlokąc się w stronę, wiecznie remontowanej krajowej siódemki i upominając rodzinnego kierowcę, żeby uważał na wszystkich drogowych kretynów, wzrokiem poszukiwałem ciekawych temtów do sfotografowania. I w taki oto sposób moim oczom ukazała się różowa, jak mi się wydawało, pantera.
Pantera trwała milcząco za zardzewiałym płotem, pilnując wejścia do zniszczonego budynku, miała na sobie okulary i z bliska bardziej wyglądała jak lwica niż pantera. Ale to jest nie ważne.
Po weekendzie na Mazurach, zwerbowałem koleżankę Katarzynę i razem udaliśmy się do Gdańska na bliższą i głębszą kontemplację owego zjawiska, jakim potem okazało się całe miejsce.
Zwiedzanie zaczęło się wdrapaniem na parapet otwartego okna i wpełźnięciem do środka.
Potem było już tylko lepiej. Po skorzystaniu z plenerowej łazienki, umyciu rąk i spuszczeniu wody w ubikacji udaliśmy się zwiedzać wszystko inne.
Pewnej sztuki nie rozumiem, ale wystarczy mi samo patrzenie na nią.
Cały budynek pokryty był fantastycznymi graffiti.
Wgłębiając się coraz bardziej w zaplecza nasze oczy robiły się, można rzec, wyłupiaste z zachwytu. W między czasie pojawiło się tajemnicze szuranie.
Zaglądając przez wielkie, brudne okna widzieliśmy mnóstwo dziwnych, małych pokoików i zgodnie stwierdziliśmy, że trzeba poszukać jakiegoś legalnego wejścia do środka. Zaglądając przez uchylone okno, z którego słychać było tajemnicze szuranie zobaczyłem tajemniczą kobietę, która w równie tajemniczej pozycji na kolanach tajemniczo szurała bliżej niezidentyfikowanym, tajemniczym narzędziem. Śmiertelnie przerażona, że jej ktoś w okno zagląda wpuściła nas do środka w celach fotograficznych.
Pomijając nasze ochy i achy, oraz dialogi które odbywaliśmy pomiędzy wcześniej wymieniownymi okazało się, że znajdujemy się w Galerii E66 połączonej z pracowniami artystycznymi studentów Akademii Sztuk Pięknych. Pomysł prześwietny, osobiście jestem zachwycony całą ideą, którą rozpoczął Andrzej Stelmasiewicz – prezes Fundacji Wspólnota Gdańska. Myślę, że takiej hali magazynowej nie można było lepiej zagospodarować. I jeszcze tam wrócę!
Genialne miejsce. Zazdroszczę odkrycia :) Z każdym kolejnym oglądanym zdjęciem rodzą mi się w głowie pomysły na różne kadry… I już sama nie wiem czy bardziej bym tam chciała pozować czy fotografować. :)
:D
Nie tylko u Ciebie trybiki Wyobraźni w ruch po patrzeniu na to zjawisko ;)
Gapa ze mnie. Zamiast linka swojej witryny wkleił mi się link z kwejka. ;p
No widziałem właśnie – kwejkowy obrazek dobry więc się nie ten teguj ;)
no to za pózno usłyszałeś :p
aczkolwiek.. po obejżeniu powyższych zdjec, stwierdzam ze jade do gdańska w trybie natychmiastowym.. zaraz po tym jak znajde sie w swojej głowie.. nawet sobie nie wyobrazasz, jak ratujesz mnie panterą..
:)
no ja mysle :)
A tak w ogóle to słyszałem, że podobno do #city się wybierasz na spotkanie ze mną ? ;)
karmie sie dosłownie..
ja chce tam zamieszkać i nic wiecej
No dobrze – to ja zapytam przy okazji czy nie mają wolnego pokoju ;)