(..prywatnie, boso i w gaciach..)
O późnych porankach zakopanych w kołdry kwiatowe, o słońcu zbliżającym twarz do okna i ciszy umiejętnie rozłożonej po zakurzonych sprzętach wszechobecnych.
Kot. Stoi na chłodnej ziemi i wpatruje się w poszarzałe niebo. Więc i ja tak. W niebo.
Dwoistości chwili, powtarzane kwestie i herbaty w dziurawych kubkach, ciepło jest wieczorem kiedy wtuleni w zieleń rozmawiacie o kadrach, barwach i „procesach” otworkowych. Papierosy, gumy do żucia i Michał B. śpiewający o grymasach. Dzień jest krzywo uczesany, noc potargana całkowicie, a przedwiośnie modnie się spóżnia.
Wszelkie absurdy w snach, w momencie śnienia wydają mi się najzwykleszymi rzeczami w świecie. Przygotowywanie jajecznicy ze specjalnego czajnika, mówiący pies, samochód z siedmioma kołami i unoszenie w powietrzu z nudów są na porządku „dziennym”.
Wtapiam się w tłumy, w metalowe krzesła i patynę wszystkich odwiedzanych miejsc.
Świat odmierzony w miligramach..