To mogłoby być rozliczenie się z własną przeszłością, próby uwolnienia się od niebezpiecznych głębin w głowie, które czasami wracają jeszcze głębsze niż kiedyś. To mogłyby być próby ugłaskania tej swojej głowy, uszesanie jej, ubranie w ochronny czepek i pozwolenie na proces higienizacji myśli. Wyczyszczenie przestrzeni mieszczącej się w punkcie na czubku chaosu towarzyszącemu mi niezmiennie odkąd pamiętam. Ale czy rzeczywiście tak jest? Myśli są dobre, złe myśli też są dobre tylko trzeba je odpowiednio podać, na tyle smacznie by móc trawić je potem bezboleśnie albo chociaż przeżuć bez grymasu. Czy za dużo myślimy w tych czasach? Czy za bardzo boimy się myśleć? Myślimy w ogóle? Czy pozwalamy sobie stworzyć w głowie krótką historię od której nie będziemy mogli zasnąć albo pojawią nam się wypieki na policzkach?
Rejestr osób przyjętych do szpitala psychiatrycznego to swoistego rodzaju kreacyjny autoportret autora obecnego w każdym, wydawać by się mogło przypadkowym kadrze i przypadkowym słowie – ale czy aby na pewno przypadek jest tu kluczowy? Zapraszam do własnej głowy, otwieram szeroko drzwi, z rozmachem prawie krzycząc „Masz! Patrz! Taki jestem! Choć nie na każdym zdjęciu to ja…”. Tryptyki połączone z wydawać by się mogło przypadkowymi fragmentami z książek – ale czekaj… Czy ten tekst nie budzi Twoich myśli względem fotografii? Czy to rzeczywiście przypadek? Co myślisz?
Punktem zapalnym do stworzenia Pokoju Pełnego Miłości była fotograficzna wizyta w opuszczonym szpitalu psychiatrycznym gdzie w jednym z pokojów znajdowały się teczki medyczne pacjentów. Na fotografiach nie ma pacjentów, są ludzie. Ale czy ludzie nie bywają pacjentami?
Prace w formacie a4 stylizowane na starodruk, przywodzące na myśl dokumenty leżące latami w odmętach wszystkich opuszczonych pokoi jakie odwiedzałem.
It could be a reckoning with one’s own past, an attempt to free oneself from the dangerous depths in one’s mind that sometimes return even deeper than before. It could be an attempt to soothe one’s own mind, to comb it, to put on a protective cap, and to allow the process of sanitizing thoughts. Clearing the space located at the point on top of the chaos that has accompanied me since I can remember. But is it really so? Thoughts are good, bad thoughts are also good, you just need to serve them appropriately, tasty enough to digest them painlessly or at least chew them without grimacing. Are we thinking too much in these times? Are we too afraid to think? Are we thinking at all? Or do we allow ourselves to create a short story in our head that we won’t be able to fall asleep from or that will make us blush?
The register of people admitted to a psychiatric hospital is a kind of creative self-portrait of the author present in every seemingly random shot and random word – but is chance really the key here? I invite you into your own head, I open the doors wide, almost shouting, „Here! Look! This is me! Although not every picture is me…”. Triptychs combined with seemingly random fragments from books – but wait… does this text not provoke your thoughts about photography? Is it really chance? What do you think?
The starting point for creating the Peace Full of Love was a photographic visit to an abandoned psychiatric hospital where medical records of patients were kept in one of the rooms. In the photographs, there are no patients, there are people. But aren’t people sometimes patients?
The works in A4 format, stylized as old prints, reminiscent of documents lying for years in the depths of all the abandoned rooms I visited.