Poezja Ulicy

Cały dialog w architekturze łyknąłem ciężko, jak ogromną tabletę na ból głowy, kręgosłupa, dupy i mózgu szeroko otwartego na nieznane i idiotyczne. Dzielnie dzierżąc wysłużonego Nikona w łapach, temat zgłębiałem niepocieszony koncepcjobrakiem. Łaziwszy gdzieś po zakurzonych bunkrach, starych domach, zamkach, dziurach i innych tajemniczych miejscach szukałem rozmowy, współżycia, współgrania i współtworzenia w nadzieji, że nawet jak nie znajdę wyżej wymienionych to jednak wykładowca Remigiusz jakąś cudowną mocą swojej wszechwyobraźni, odnajdzie to czego ja nie widzę. I już fakt tego, iż wszystko może odbywać się na siłę – nie grał większej roli. Wspomnianemu tematowi towarzyszył drugi, równie niekonwencjonalnie brzmiący w litery układające się w określenie Poezja Ulicy. I temat wydający się przecudem, miodem i mlekiem płynącą wspaniałością i niesamowitością okazał się być jeszcze trudniejszy. No więc dziwki, brudasy, bezdomni, żebrzący i inni główni bohaterowie (którzy z ową Poezją Ulicy mi się kojarzą przewrotnie) jak na złość pochowali się z racji nadciągającej jesieni, potem zimy i tak dalej. A kiedy zdarzyło się, że nie miałem przy sobie sprzętu rejestrującego rzeczywistość poprzez odbicie w pryzmacie pentagonalnym nagle na każdym rogu ulicy, ktoś wołał o chleb, kurwił się albo przechadzał z psem uwiązanym do marketowego wózka, w którym mieścił się cały dobytek owego kogoś. Jak na złość.
Dziś w głowie zrodził się pomysł. Poezja Ulicy będzie wyglądać inaczej, mocniej, artystyczniej i może ciut naciąganie. Ale kto mnie zna, ten zdaje sobie sprawę jak bardzo ubóstwiam zamieniać się w reżysera i tworzyć głównych bohaterów, plan akcji, puentę filmu (choć puenty to przeważnie gdzie indziej) i całe mnóstwo innych rzeczy, które można ustawić, poprawić i dostroić