
Tak właśnie.
Były szaleństwa na przefantastycznym tczewskim moście, gdzie tłum rowerzystów prawie mi młodych rozjechał.
Były szaleństwa na zamku w Gniewie, gdzie na krużgankach troszkę nas wypiździło (że tak się wyrażę).
Był Hardcore Still Alive w okolicach zamku, dobry obiad i ładne światło.
Były szaleństwa przed domem młodych (jeszcze przed remontem jak widać :P).
Ale najfajniejsze szaleństwa zaczęły się po ciemku przy suto zastawionym stole, gdzie wszechobecna wilgoć sprawiała, że statyw od lampy mogłem potem wyciskać z wody 😉 Czy jakoś tak.
Bardzo miło będę wspominał ten dzień 🙂
I mały bonus 😉