To znowu sen…

To znowu sen. Ty znowu nie masz oczu, ust i głowy. Milczenie znowu w pół rozlane rozkrajam nożykiem do tapet mając nadzieję, że tym razem przestaniesz niemówić. Nie chce mi się być bardziej niż zwykle. Kawa smakuje tak samo, nawet jeśli akurat płynie środkową żyłą tamtego uśmiechu, co go można było przeczesać palcami. I co? Zapytasz… Gówno… I każdy pójdzie w swoją stronę zmiętoszony niedbale, ułożone trochę obok kluczy do mieszkania na czwartym piętrze, a trochę nie. I w tamtych kieszeniach ulubionych dni już nikt nie będzie grzebać. Przestanie tak samo jak ja. Albo nie. Nie ma to znaczenia, bo to znowu tylko sen.