(O pewnych rzeczach nie powinno dyskutować się w autobusie.)
Szanowna Pani.
Włożywszy szeroki sweter tanio kupiony na rynku pełnym towarów wszelakich i wsadziwszy rękę w kieszeń tej mgliście zielonej kurtki, Brygida wydęła usta czerwone, pełne. Wydęła na nadmiary chłodu objawiające się o poranku oszronionymi szybami sąsiadów mieszkających tuż obok, na miauczący wiatr bijący w twarz nieprzyjemnym skowytem i pochodne rzekomo nieobecnego mrozu zżerającego plaster ulicy.
(Zapisuję obrazy. Brak konsekwencji literackiej bywa.)