„O pewnych zdjęciach nie powinno się pisać…”
Z wymyślonym imieniem, ceglaną podłogą, stosem szmat łóżkowych i strychem pełnym niszczejących staroci.
Przed Bronisławem przestrzegała miejscowa ludność pod postacią młodej blondynki imieniem Karolina, mówiła że Bronisław to nie skoro do rozmowy, a jak skory to tylko pod sklepem w pobliskiej wiosce i z butelką wytrawnie taniego wińska lejącego się najlepiej strumieniami i najlepiej za darmo.
Bronisław przywitał nas bezzębnym uśmiechem układającym się na twarzy w charakterystycznie miły sposób, a w szczególności uśmiechał się do koleżanki Anny która dzielnie dzierżąc w ręku butelkę domowego wina przyniesionego z samochodu („Mam nadzieję, że będzie Panu smakowało..”) potykała się co chwilę z całej tej radości wynikającej z poznania kogoś tak fascynującego.
Bronisław nie poradziwszy sobie z otwarciem butelki wina wyznał, że ma sześćdziesiąt siedem lat i wyciągając artystycznie tłusto wypalcowaną i poszczerbioną szklankę uznał, iż kultura musi być. Służył w wosjku w Grudziądzu, kawalerem jest od dzieciństwa i chciałby być w telewizji („A wiecie, że Lech Wałęsa był ostatnio w telewizji?”). Próbując namówić go do kilku zdjęć w lepszym świetle niż półmroczny dom i stojąc w progu gdzie światło wręcz waliło po oczach wyciągam paczkę Camelów i częstuję. Szanowny Pan podchodzi i trzaskamy całe mnóstwo portretów. Bronisław jest wniebowzięty :)