Bonifacy Grzbiet.
Statystyczny polak w połowie posiadający cycki na plecach, a w połowie nie posiadający też niczego. Zadziwiające ślinotoki, lemoniada w szklanakch poszczerbionych i ostrzypu wydopcianie (wydopcił Ci się). Pewna blondynka do innej pewnej blondynki subtelnie drżąc na ciele pyta dlaczego ta wydzielina z odbytu jest taka słodka (lwowska wersja: Ta wydzielina taka slodka.) Kurewskie spożywanie herbat pośród luźno zaczesanego drobiu ułożonego rzędem jak do ścięcia siekerami codzienności, mój miły i chowamy się przed deszczem za drewnem już ciut mniej równo ułożonym. Niezrozumienie w oczach, pod powiekami coś (skąd wiesz, że słodka?), rozpychasz się łokciami jak stara kurwa pod mięsnym z okazji poniedziałku. Grzecznie.
Bonifacy Grzbiet nosił okulary, czesał się na dwa boki i przygarbiony chodził, i kulał i w kieszeni zawsze miał kulki analne z podrabianej skóry łabędzia. Bo wszak posiadanie w połowie niczego bardzo dużo zmienia w tej kwestii z dupy, żeby nie powiedzieć z odbytu znów – kręci się świat. Za dużo niczego, dwa dni wolnego, pierdolę pod nosem, uchem i za plecami czasami Matki Boskiej PółRozepchniętej, wielokrotnie przekładam się, przekręcam ochoczo wypinając … buzię do resztek słońca, granatowego co to prawie czarne. I nie palmy już tyle, do kurwy nędzy. Bonifacy miał w oku długopis, amfetaminę i jej koleżanki.