Wieczory subtelne.
Przesypiam popołudnia ułożony lewą stroną do okna. W mieszkaniu ciszę przerywa jedynie Stephanie swoim zachrypniętym głosem budząc dreszcze na ciele.
/Umięśnienie chwili, zamykające się oczy i fragmenty konkubinatu podskórnie toczącego nierówną walkę ze społeczeństwem – chyba nie lubię aż tak bardzo wszystkiego udawać. Zaczynam się butnować przeciw sobie – i mam nadzieję, że wyjdzie mi to na dobre.