Zacząłem urlop i leniwy uśmiech rysuje mi się szeroko na twarzoczaszce :)
Jest kilka małych historii i przygód …
Przygoda z Gumą Wiedeńską, dzięki której poznałem absolutnie inną stronę fotografii – szlachetne taplanie się po łokciach w wodzie i szorowanie pędzlem po naświetlonym papierze, żeby ładnie było. Warstwa na cienie, warstwa na światła, naświetlanie i do ciemni – nigdy nie sądziłem, że wciągnie mnie ta technika :)
Nawet sam dwuchromian potasu, który niebezpiecznie rzucił się z pojemniczka na moje spodnie, nie był w stanie mnie powstrzymać ;) Tyle godzin spędziliśmy wspólnie z ludźmi z roku w sali wykładowej pochłonięci i zahipnotyzowani dźwiękiem suszarek suszących papiery :)
Historia projektu komercyjnego, gdzie w czeluściach zaprzyjaźnionej pracowni fotograficznej koleżanki Piazzy fotografowaliśmy kawę, kubki z kawą, pianę z kawy, ziarna kawowe (że to niby wszystko dla potencjalnego klienta) i piliśmy przy tym nieograniczone ilości wódki. A że wódka różne rzeczy robi z ludźmi, albo też odwrotnie to był moment, że ocknąłem się ubrany w suknię ślubną na głównej ulicy gdańskiego wrzeszcza, (gdzie z kolegą Kamilem ubranym w absolutnie zjawiskowe futro z kota, blond perukę i nowym imieniem Swietłana) zatrzymywaliśmy samochody budząc konsternację przechodniów. Projekt zaliczyliśmy celująco oczywiście ;)
Ja i martwa natura? Jak można fotografować jabłuszka i gruszeczki …?
Po inspirujących wykładach na których poznałem prace Witkina, Letinsky i innych zmieniłem zdanie. Tony warzyw i owoców rozkładających się pachnąco w moim mieszkaniu sprawiły, że wypchnąłem z siebie serię zdjęć. Zdjęć brudnych, zgniłych i śmierdzących … Ale jakże podobała mi się ta martwa!
To był czas przygód z naświetlaniem odbitek, wywoływaniem filmów, tworzeniem sepii, packshotów, pastiszów Ofeliowych, Gracjowych i Narcyzowych. Czas wycinania z gazet twarzy, oczu i rąk na potrzeby fotokolaży, fotograficznego solilokwium, wszelkiej inscenizacji i dokumentu miejskiego biało-czerwonej flagi, bezdomnych, miejsc opuszczonych, ludzi i nieludzi. Cierpiałem przy modzie katalogowej na zaliczenie – wszak ciężko mi coś zrobić bez horroru, krwi i zwyrolstwa inscenizowanego ;)
Nie będę ukrywał – to był absolutnie ciężki rok uczelniany – ale przy tym bardzo inspirujący, rodzący mnóstwo pomysłów na nowe i obfity w nowe znajomości …
Niech nie będzie ckliwie, ale już tęsknie TSFie i czekam na październik !!! :)
One thought on “Migawki i takie takie …”
Comments are closed.
urlopuj,urlopuj;_0
czego jak czego ale weny tworczej raczej ci nie brakuje:_)
1 zdjecie juz chwalilam ale jest mega wiec pozwole sobie na powtorke;_0
dama z gasniczka:_0 tej jest super;_0