O Pełnym Dniu

Drzwi.
Adapter Bambino, aparat fotograficzny AMI sześćdziesiąt sześć, trzy albumy do negatywów dwadzieścia cztery na trzydzieści sześć i setki kobiet leżących półnago na podłodze, wydartych stronom gazet z tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego roku, kilka szczelnie zamkniętych opakowań papieru światłoczułego starego tak, że nawet już pewnie nie dźwignie jakiegokolwiek naświetlania, zmurszała torba koloru błękitnopodobnego, sterty książek czekających jakby na kogoś, kto je przeczyta, postawi na półce i sprawi, że znowu będą. Odpryski niebieskiej farby, fragmenty drewnianej cudownie powywijanej szafy.
I my czujemy, że to kawałki czyjegoś życia, których można dotknąć…
Wchodząc, lubię sobie wyobrażać ludzi tam mieszkających, pracujących czy po prostu będących. Próbuję wyobrażać sobie ich twarze i zapachy. Próbuję całym sobą ich samych trwających w tych wszystkich opustoszałych pokojach, półotwartych onkach, porzuconych okularach, krzeseł i innych zwykłych rzeczy, które dla większości ludzi wydają się być nic nie warte.

Skanuję kilka znaleionych negatywów …