Z tym swoim lękiem wysokości wsiadam w samolot do Norwegii.
I choć statystycznie najmniej katastrof na niebie to lecę z przeświadczeniem, że podczas startu zginę na zator płucny. Albo chociaż w uszach z ciśnienia coś wybuchnie. Niestety – całego i zdrowego (lotniczo-samolotowo rozdziewiczonego) odbiera mnie Cyborg Anitex wraz ze swym konkubentem na lotnisku w Alesund. I już jadąc w samochodzie do Sykkylven przyklejony do szyby niczym jamochłon, chłonę wszystko co widzę. Chłonę intensywnie i prawie krztuszę się z nadmiaru piękności ;)
Więc pierwszy dzień w Norwegii – pierwszy dzień zwiedzania, włóczęgostwa i łażenia.
Piątek.
Bo czwartek był bardzo polski i niefotograficzny – zakrapiany polskim Krupnikiem z wolnocłowego i objadany ciastem OREO.
Więc piątek. Budzę się sam w Cyborgowym Domu i szybko podnoszę roletę ledwie jeszcze na oczy widząc, żeby upewnić się, że naprawdę tu jestem. I, że nie przyśnił mi się ten widok z okna.
Lekko odziany wypełzam i wbijam w najbliższy las.
Jeszcze oszołomiony całokształtem zachwycony jestem nawet drzewami. A Po oswojeniu się z pierwszymi pozdrowieniami mijających mnie norweżek, już sam nawet łeb zadzieram i mrużąc oczy do słońca ochoczo wołam „Hei!”. Z irracjonalnym lękiem, że zza krzaków wyskoczy jakiś biały niedźwiedź i opierdoli mnie na oczach tych norweżek, które tak się uśmiechają na mój widok ;)
Mając jeszcze sporo czasu do przymostowego spotkania z Cyborgiem Anitexem, więc niespiesznie gubię się w uliczkach Sykkylven.
A dzień się jeszcze nie skończył… !
Boże! Jak tam pięknie! Aż się rozmarzyłam ;) Taka cisza i spokój bije z Twoich zdjęć…
Cisza i spokój to dobre określenie – bardzo rzadko widziałem ludzi w Sykkylven, bo wszyscy jak na porządnych obywateli przystało w pracy siedzą z rana ;)
Przezajebiaszcze widoki!
Ty poczekaj na resztę – tu jest jeszcze spokojnie ;)
absolutnie przepiekne widoki;-) zakochac sie idzie .co za bogactwo natury ;-) ech
Bogactwo dopiero będzie! ;)