Gdybym chciał jakoś prawo połamać to oczywiście wtargnąłbym bezczelnie, forsując zardzewiałą bramę prawym lub lewym barkiem (w zależności od upodobań, oczywiście).
Ale z racji faktu, iż brama stała szeroko rozpostarta na moje owe przybycie – jako takie połamania prawa nie miały miejsca. Kątem oka nie zauważyłem tej monstrualnej tablicy w kolorze słonecznym z napisem, że teren wojskowy, prosimy nie wchodzić, ba! nasz snajper zabija po zrobieniu trzech kroków, wszak owa tablicę przykrył krzak białego bzu, i oślepiało mnie słońce, którego kolor zlewał się z kolorem tablicy i w ogóle to koty po dachu chodziły, rozpraszając. I generalnie bardzo lubię tabliczki typu „Wstęp wzbroniony”, przechodzenie tuż obok takiej tablicy budzi zawsze jakąś taką ekscytację całą sytuacją.
Moim oczom ukazał się opuszczony magazyn, w którym swego czasu mieściła się jakaś drukarnia.
I moje oczy stały się wyłupiaste z zachwytu.
W jednym z pomieszczeń znalazłem drewniany, rosyjski rzunik tudzież kopiarkę do stykówek – sam jeszcze nie wiem :)
A żeby było śmieszniej miejsce to znalazłem kilka kroków od domu mojej osobistej rodzicielki.