Kruchość

I popsuli mi marzenie.
Wśród zielonych koron drzewa dębowego stał piętrowy budynek, który swoją dziwacznością i procentową przeszłością idealnie wpasował się w moją głowę jako siedmiopokojowe mieszkanie ze strychem, a w piwnicy studio – lalala.
I wcale mi nie przeszkadzał fakt iż dawno temu, w budynku owym przechowywano pijany ułamek narodu, który nie mogąc trafić do domu, trafiał tam właśnie w eskorcie umundurowanych na granatowo panów. I naprawić już się nie da, bo w rozsypce totalanej wszystko. (A tak mi się poplotło ładnie przed oczami kiedyś) Kurwa, no.