Koty

Obudziła mnie chęć wypicia kawy. Trzecia pięćdziesiąt osiem. Za uchylonym oknem szalaje wiatr. Miasto wydaje się spać.

Poprostość.
/Lepisz mi się do dłoni, ustami balony z porzeczkowej gumy do żucia i ograniczanie swoistości ciszy. Zasłucham się./

Od dwóch dni jest gorzej. Odzywa się gardło, tajemniczo powstający katar doprowadza do subtelengo szału, ręce nie mieszczą się w kieszeniach. Ósmego sierpnia Ich ślub.
Odzywa się we mnie współczucie, napuchnięcie uczuć gdzie kulminacyjnym momentem będzie wyziew płaczliwy, mokra siatkówka oka i górne rzęsy zlepione z dolnymi.
Dni wyglądają tak samo, ubrane z samego rana w kubki z kawą, bose stopy układające się w skrzyżowanie dotyków (Chyba nie jestem) i półsuche palce błądzące po czarnej klawiaturze. Nudzę się.