Tępe bóle głowy zagłuszam kolejnymi kawami, rozmowy mi się nie kleją, chmury są fotogeniczne i Wioleta opowiada o swoim romansie z Tym Murzynem.
(Nie zaprzeczam.)
Chcąc zmienić Formę Całości staczam się w te świetliki w ciemności wypatrując Twarzy, co mają uśmiechać, potem następuje wyrwanie i rozmawiam z ludźmi o dupie-marynie w przyciasnej sukience w kwiaty, bo lato przecież. Pan Monroe uzależnia, nie tyle słowem co historią nim napisaną. Zeszyty w kratkę zapełniam niebieskiem długopisem tuż po otworzeniu oczu, ucząc się pamięci w pochmurne poranki. Nie ma sensu, jest splot czerwonych szminek, dziewczyn, włosów i kotów z długimi ogonami. Jest Chaos, podskórnie toczący krew w zakamarki ciała.