Wiejskie kawy w przecieranych kubkach wypijam na niedokończonym ganku Anny Em.
Chłonę wiatr muskający gołe stopy, bawię się z kotami i niezmiennie palę poranne papierosy.
Anna ostatni dzień jeszcze w pracy, więc z zapasowymi kluczami do jej domu wsiadam na rysiowy rower w kolorze granatowym i wybywam na pobliskie pola coby czekania na nią przebiegało w szybszym tempie – wszak człowiek zajęty nie zwraca uwagi na minuty. I stojąc tak na polnej drodze, chłonąc kolory z każdej strony, z rysiowym rowerem ułożonym umiejętnie w pobliski rów – splatam ręce za głową i mam ochotę krzyczeć z radości posiadania oczu, dzięki którym tak dużo mogę zobaczyć.