Majówka. Wpis drugi.
Idziesz.
Taki wyłączony trochę, beztrosko mrużąc oczy do słońca, przedzierającego się przez soczystą zieleń drzew.
Wypinając brzuch do wiatru, ręce chowając w kieszeni i nie myśląc o, zbliżającym się nieuchronnie, powrocie do rzeczywistości (czyt. koniec śląskomajówkowego biesiadowania).
I nagle bum. Albo jeb! Albo jedno i drugie. To tak jakbyś z zimnej zewnętrzności wchodził do ciepłego środka czegokolwiek – jest takie uderzenie gorąca, które w tym wypadku jest symbolem mojej zwyrolskiej WszechWyobraźni. Najpierw jest budynek rozrządowni czy czegoś – to w tej chwili nie ma absolutnie znaczenia, bo moim oczom ukazuje się zbiornik wodny… Nie byle jaki zbiornik. Basen pełen męskości, miłości, martwych chłopców i martwych dziewczynek, pełen euforii. To z tego basenu wieki temu wyłoniła się, ociekając złociście lśniąco zajebistością, Pramatka wszystkich galerianek, zwana też PraGalerianą i do swych cór wściekłych wykrzyczała władczo (wcześniej wypluwając je z ust, bo nigdy nie połykała) „Idźcie moje córy wściekłe! Idźcie w świat i obciągajcie w imię Miłości!!”. Namaszczając każdą z wielkim pietyzmem, klejącą się do skóry, świętą wodą i na drogę jeszcze w plastikowobłękitne buteleczki wodę świętą nalewała, żeby córy, podczas wędrówki pełnej niebezpieczeństw, piły i obciągały bez końca. W imię Miłości…
No dobra, WszechWyobraźnia poniosła mnie po prostu na wyżyny, ale co ja poradzę?
Zwyrol piotrograficzny nad basenem pełnym prezerwatyw – no to wizja sama się wepchnęła ;) I jeszcze! W wodzie pełno żab … Wyobrażacie sobie? Wszystkie żaby w ludzkiej ciąży i nie wiadomo kto jest ojcem…
Podczas wizualizacji tego, co dzieje się w mojej głowie proponuję rzucić okiem na kilka zdjęć ;)
Katowice. Muchowiec. Stacja nierządu, tfu … rozrządu ;)
Dawniej była to prężnie działająca stacja rozrządowa, posiadająca dwie grupy torów przyjazdowych i jedną grupę torów kierunkowo-odjazdowych. Działała też druga, pomocnicza górka rozrządowa, zaś od strony zachodniej mieściły się lokomotywownia oraz wagonownia
I kiedy już z buziami pełnymi uśmiechu, kartami pamięci pełnymi zdjęć, głodni i spragnieni (z basenu pić nikt nie chciał) kierujemy się, powłócząc nogami, w kierunku wyjścia – przed oczętami rozgrywa się kolejna scenka.
Oto pojawia się przedstawicielka starożytnego rodu PraGaleriany. Krążą legendy, że gdy nastał czas rewolucji zbuntowane galeriany przestały obciągać już tylko w imię Miłości, udusiły PraGalerianę wpychając jej do przełyku prawie wszystkie nylony basenowe pełne lepkiej miłości i nastał czas obciągania w imię dóbr materialnych, osobistych, pieniężnopieniężnych i innych. Tak więc przedstawicielka starożytnego rodu jest po ewolucji – to ssak leśny, dar przyleśny, przydrożny słonecznik, stacjonarna światłość wiekuista – jedzie upchnięta na przednim siedzeniu białego powozu, z wysoko podniesioną głową (w ten sposób sugerując swoje pragalerianowe korzenie) i lewą rękę ma pełną miłości, za którą potem dostanie środki płatnicze, które z kolei będzie mogła wymienić między innymi na produkty, skrzętnie kolekcjonowane w tym historycznym basenie.
Uśmiechamy się. Czytała Krystyna Czubówna.