Nierealne apopleksje / noce bezsenne

Czarne chmury nad miastem, wiatr między gałęziami i podkołdrowe uśmiechy.

I niech mnie biorą w nocy zamglone apopleksje, rozluźniające się samoistnie kąty szarych pokojów układające się pod kołdrą w złowrogo piętrzące się, nieme twarze.
/Złożenie następuje : samo, sobie i po prostu. Akty niesionego serca, dłoni, stóp – rosnę niczym Maria w delikatnej doniczce, jak kurwa mać moja droga i w ogóle.
I niech mnie biorą apopleksje nienazwane, rozłożone w sznur brudnej bielizny, ciasnych propozycji i wszechstronności. Wydaję z siebie jednostajny odgłos sera.
Nierealnie.
Swoiście drżąc, myślisz o tych wszystkich czekających zakrętach szeroko pojętego jutra.

/Lubię taką pogodę, kłęby szarych chmur tworzą realniejszy obraz świata, łatwiej się dopasować, wsadzić, współgrać i tworzyć te wszystkie artystyczne wyziewy mieszczące się w fotograficznej puszce.
Wyłączam się, wymyślam, rysuję przerywaną linią wszystkie małe sukcesy żeby móc potem połączyć je pogrubioną kreską.
Nadużywam ostatnio słowa „generalnie”.
Ściągam testy egzaminacyjne z poprzednich lat i dochodzę do wniosku, że nie są takie straszne. Może jakoś uda się prześlizgnąć z wymaganą ilością procentów, bo „generalnie” nie mam głowy do spółkowania z książkami.