Kurwamaćjapierdolizm Uroczysty ogarnia mnie tego dnia jakoś pod wieczór. Dlaczego?
Od początku.
Jest sobota. Świt niejako. Otwieram drzwi Cyborgowego Pokoju Gościnnego przekonany, że wstałem jako pierwszy.
I co? I okazało się, że Cyborg Anitex tak sobie kabelki w oprogramowaniu ułożył(a), żeby wstać godzinę szybciej niż ja i po odpaleniu programu „pakowanie” spakowała pół zawartości lodówki, toster i kuchenne pochodne przedmioty, bo w drogę. Więcej! Wspomnieć należy, że na tytuł Cyborga zasłużyła jak tylko odkryłem Jej ogromne pokłady energii, niewiadomego pochodzenia. Ma dziewczę na 14 do pracy to zamiast polenić się powłóczyście z rana to robi chleb bezglutenowy, chleb bananowy, trzy ciasta, a w między czasie biega dla zdrowotności po lesie zahaczając też o góry, na które ja pewnie bym nawet nie wlazł. I owce w tych górach zaczepia. I potem do pracy. ;)
No ale wracając … Bo w drogę. Jedziemy trzysta kilometrów na południe od Sykkylven – do opuszczonego sanatorium w Luster.
Po drodze zatrzymując się przy punkcie widokowym Ljøen, żeby mógł przez chwilę wybałuszać oczęta na Geirangerfjord. Fiord wpisany na listę UNESCO.
No i dalej.
Odwieczny problem dotyczący selekcji zdjęć – więc będzie ich duuuużo! ;)
Nie wiem…
Jakoś stoję w miejscu, przygnieciony wszechobecnością tych wszystkich cudów natury, obracam się górną częścią tułowia prawie wokół własnej osi i z oszołomienia nawet nie rejestruję dźwięku migawki. Zdjęcia robią się same ;)
I kiedy już obiecuję sobie, że przestanę piszczeć z radości na te widoczki na tyłach Cyborgowego Bolidu (w między czasie przegryzając sajgonki roboty Anitexa) okazuje się, że znajdujemy się w pobliżu języka lodowca Bøyabreen. Nie wiele myśląc Cyborgowy Konkubent pyka te dodaktowe 40 km. I tadaaam!
Z daleka mam wrażenie, że trzeba będzie na czworaka włazić w te lodowe jaskinie…
Moja orientacja w terenie wynosi minus sto. Dodać też mogę nieumiejętność … oceniania perspektywy (?) ;)
Zanim docieramy do Luster – okazuje się, że w tobołkach kuchennych Anitexa NIE MA KAWY!
Więc, jako najczęściej pijący i chyba nawet w zasadzie jedyny pijący regularnie, deklaruję zakup w najbliższym sklepie.
Korony Norweskie i tak muszę wydać, a kawa (poranny napój bogów) to absolutnie szczytny cel.
Więc sklep.
Kawa, mleko, cukier – przeliczam sobie na PLN i wychodzi jakieś 100 złotych :D
I już wieczór.
Kurwamaćjapierdolizm Uroczysty.
Stoję na tarasie, spożywam nikotynę, wypijam kubek wspomnianej kawy (celebrując w sobie uczucie zadowolenia – wszak to najdroższa kawa jaką do tej pory piłem ;)) i nagle drzwi tarasu od wewnątrz otwiera Anitex i machając mi telefonem przed nosem coś bełkocze (wieczór na bogato, lał się szampan więc i bełkotanie było).
Zorza polarna … W ich miejscowości, skąd przyjechaliśmy!
Akurat wtedy, kiedy byliśmy te trzysta kilometrów za daleko.
No Kurwamaćjapierdolizm Uroczysty…
Mógłbyś książkę napisać. Mogę sobie tylko wyobrazić jak mogłeś się czuć otoczony pięknem na taką skalę.
Mógłbym? :D
Zdjęcia piękne – dziękuję
Za co dziękujesz?